
To właśnie od aniołów i anielic rozpoczęła się moja przygoda z szyciem maskotek. A wszystko przez ślub mojej przyjaciółki. Gdy termin jej ślubu się zbliżał (czyli powoli kończył się rok 2010), to długo i intensywnie myślałam o jakimś wyjątkowym prezencie dla niej na ten dzień. Aż w końcu wymyśliłam, że uszyję parę młodą. Zaczęłam przeszukiwać sieć w poszukiwaniu inspiracji w tym temacie i trafiłam na przepiękne wzory lalek tild, od których mi wtedy miękły kolana z zachwytu. Główną polską inspiracją były dla mnie anioły Darsi z Kolorowego zacisza - rozpływałam się podziwiając jej prace (co się nie zmieniło do dzisiaj)!
I choć anioły ślubne dla mej przyjaciółki nigdy nie powstały, to właśnie w tamtym czasie rozpoczęła się moja przygoda z szyciem. A więc zaczęło się szycie (i konsekwentne natychmiastowe prucie) mych pierwszych aniołów. Aż w końcu pojawiły się te pierwsze niesprute, uszyte do końca i wywołujące me pierwsze radości z pracy anioły.
I to wtedy też zaczęło mi świtać w głowie, że te wszystkie cudeńka, które wcześniej oglądałam u innych, nie są tworzone przez nadludzi, a przez zwykłych śmiertelników ;-).
Od tamtego czasu opanowałam (to już? w sumie to wciąż się uczę...) sztukę szycia aniołów i anielic. Dzięki mym łapkom powstało już całe morze anielskich istotek, do których konsekwentnie (trochę dla urozmaicenia sobie życia - bo szybko się nudzę jednym tematem, trochę z czystej ciekawości - jak to jest zrobić to czy owo?) dołączały różne inne szyjątka. Ale to anioły są tymi moimi pierwszymi dzieciakami, do których mam największy sentyment. Z resztą niejednokrotnie szyłam je dla upamiętnienia bardzo ważnych chwil, więc siłą rzeczy są bardzo ważne.
No i szczerze mówiąc, to mogłabym tak zdjęcia wklejać i wklejać i nie mam dość, i wszystkie anioły wydają mi się ważne... Ale póki co starczy tego dobrego!
Podobało się? ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że pozostawiasz po sobie ślad :-)