środa, 29 lutego 2012

Małe wielkie znalezisko


Na początku to Wam ogromniaście dziękuję za uznanie dla Antosia - mu też jest szalenie miło, aż mu skrzydła pąsowieją z dumy ;-). I choć wróżki zostały na drugi plan zepchnięte, to i ja ich będę bronić, bo są urocze :-).

A teraz do rzeczy - jakiś czas temu (czyli w październiku dokładnie) udaliśmy się do mojej Mamy. I nic by w tym nadzwyczajnego nie było - wszak nie pierwszy to raz i nie ostatni - gdyby nie jeden szczegół. Podczas jakiejś rozmowy z mym ojcem wyszło, że włóczek do czegoś tam poszukuję, na co on mi powiedział, że przecież w piwnicy całą walizkę jakichś nitek zostawiłam. Szczerze mówiąc zupełnie nie pamiętałam takiego faktu, ale zaraz zbiegłam na dół aby się przekonać co też tam leży. A tam faktycznie stara duża walizka - jeszcze po Babci - pomalowana lat temu z dwanaście moimi własnymi rękami na zielono i żółto czekała. A w niej istne skarby!!! 

I zaczęłam wyciągać wszystko po kolei - najwięcej rzeczywiście nitek było - przeróżne włóczki, kordonki, moherki i juty w każdym kolorze chyba, a poza nimi - jak to u mnie bywa - ze sto różnych rzeczy, które to kiedyś zaczęłam i do dziś nie skończyłam - jakieś rękawy swetrów, początki szalików, wstawki do sukienek i sama nie wiem co jeszcze. Nawet małe krosienko było z jakąś zaczętą robótką :-).

Ale to co mnie rozłożyło na łopatki, to ta tkanina, którą widać na górze na zdjęciu. Jak ją z walizki wyciągnęłam, to własnym oczom nie wierzyłam! Patrzyłam się na nią i się zastanawiałam kiedy ja to zrobiłam? Bo to, że tkanina wyszła spod mych rąk, to wątpliwości nie miałam, tylko zupełnie nie umiałam sobie przypomnieć jak to się stało i kiedy - jakbym ją z pamięci zupełnie wymazała! 


Ale tak patrząc na nią z zachwytem (tak właśnie - z zachwytem!) i niedowierzaniem, że to w ogóle istnieje zaczęłam sobie coś niecoś przypominać... Doszłam do wniosku, że musiałam to wytkać gdy opiekowałam się Babcią (czyli dawno, dawno temu), bo jest raczej niemożliwe abym kiedy indziej miała na to czas. Świta mi, że inspirowałam się (i to chyba mocno) van Goghiem - popełnił on za życia i takie bardziej nokturnowe pejzaże i jeden z nich dał początek tej tkaniny. Aż w końcu sobie przypomniałam po co i dlaczego ja to sobie wytkałam!


Otóż chciałam sobie zrobić ni mniej ni więcej tylko torbę! I choć nigdy jej nie zrobiłam, to klapę i plecy jednak utkałam :-).

Bo to miał być przód tej torby:

A to miały być plecy:

Pomysł wciąż wydaje mi się genialny i marzy mi się abym znalazła czas by to zamierzenie skończyć.

Przyspieszam, bo muszę kończyć, ale jak się patrzę na tę tkaninkę, to mi się buzia cieszy, że coś takiego kiedyś zrobiłam. Jej wykonanie mi się podoba - sploty są fajnie dobrane, i kolory, i faktura jest ciekawa - dobrze wiedzieć, że się coś takiego potrafi :-).

Tak więc w dniu którego nie ma (bo czy 29 luty w ogóle istnieje?) przedstawiłam Wam tkaninę, której nie było ;-). I choć miałam od razu pokazać co powstało z włóczek z kufra wyciągniętych, to niestety tym razem mi się to nie uda - więc do następnego :-)!!!

ps - na słodycze zapraszam!!! link na samej górze po prawej :-)


poniedziałek, 27 lutego 2012

Antoś wśród wróżek


Tak sobie myślę, że już czas najwyższy coś nowego z moich szyjątek pokazać, bo dawno się niczym nie chwaliłam. I choć wstręt do komputera powoli mi zaczyna mijać (to chyba znak, że wiosna idzie...), to zamęczać dziś mą paplaniną nie będę, za to zarzucę Was zdjęciami, bo znowu chcę wszystko pokazać z każdej strony i jeden kadr mi absolutnie nie wystarcza.

I zacznę może od... Antosia? A więc niech będzie - oto Antoś:


Antoś jest bardzo fajnym aniołem i sama nie wiem co w nim lubię najbardziej - czy te trampeczki, czy czuprynę, czy czerwone skarpety... Tak ogólnie chyba go lubię po prostu :-).



Ukochane szczególiki:


No i z tyłu oczywiście:


Gdy robiłam tę sesję, to Antoś siedział szczęśliwy wśród dwóch wróżek, które obecnie już przebywają w Poznaniu i uszczęśliwiają obecnie kogo innego (pozdrawiam kochani!!!). A wróżki to są nie byle jakie, bo szykowne z nich damy obsypane biżuterią - sądzę, że dla dziewczynek tej biżuterii i tak będzie mało, ale dla mnie zrobienie tylu było już nie lada wyzwaniem! Ech - miałam nie zagadywać! 

A więc oto i wróżka błękitna:



Tu można się przyjrzeć kolczykom i koralikom na szyi oraz uroczej kokardce na sukience:


A tu bransoletkom i pierścionkowi oraz bucikom:


A oto i dowód na to, że to nie anielica, a jednak wróżka:


I ostatnia w kolejce jest dziś wróżka różowa:





I już bez zbędnej paplaniny stąd spadam, pozdrawiając wszystkich cieplusio i dziękując pięknie za wszystkie komplementy, które padają zarówno w odniesieniu do moich prac jak i zdolności mego małżonka ukochanego :-)!

sobota, 25 lutego 2012

Ethro czyli moje kochanie

biszkopt 2011

Miałam napisać dziś post opiewający zdolności mojego męża. Zaczęłam od wyboru kilku jego rysunków, po czym się go spytałam, które mogę pokazać. I choć tak właśnie zrobić powinnam, bo było nie było są to jego prace i bez jego zgody nie powinnam ich upubliczniać, to w tym momencie zaczęła mnie cholera strzelać i muszę przyznać, że mój mąż jest prawdziwym idiotą, który wobec siebie jest tak krytyczny, że oszaleć z nim można! Nie pozwala pokazać rysunków, które w jego oczach się jawią jako słabiutkie, a w rzeczywistości są po prostu świetne, rzeczy, których mało kto potrafi w ogóle zrobić, ale mu nie wyszły lub są zbyt naiwne - i jak tu się nie denerwować na takiego uparciucha???

No niemniej już dawno temu się odgrażałam, że jak tylko będę miała taką możliwość, to się pochwalę zdolnościami mego męża, a jako, że ten moment w końcu nadszedł, to się chwaliła będę :-). Bo w końcu, po bardzo długim planowaniu, mąż mój nie tylko zaczął budować swoją stronę (co już nie raz mu się zdarzało), ale i wreszcie ją opublikował, co cieszy mnie ogromnie! Strona jest do obejrzenia pod adresem: 
i choć to jest dopiero jej początek, to już co nieco można na niej zobaczyć :-).

 
szkic całkiem od niechcenia


Z mojego, naprawdę krytycznego, punktu widzenia wszelkie rysunki mojego męża są po prostu genialne! Zachwyca mnie wciąż i nieprzerwanie to z jaka łatwością on rysuje - usiądzie sobie, machnie ołówkiem czy długopisem i już coś jest - coś, czego np. ja bym w życiu nie narysowała, bo po prostu tego nie potrafię. A on na większość rzeczy, które zrobi mówi e tam, nie wyszło, słabe, itd itp. A jak ja słyszę coś takiego, to aż mnie krew zalewa. Chłopak zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego jaką moc ma w swoich dłoniach!

Śmierć dla misia


I wyobraźnię ma ogromną, którą w prosty sposób przelewa na kartkę papieru. Uwielbiam zarówno obserwować jak rysuje, jak i to co powstaje - te wszystkie szczegóły i szczególiki, najmniejsze detale, cienie - wszystko jest i to dopracowane na cacy. I on to wszystko bierze z głowy - ja nie umiem przestać się tym zachwycać!!!

karta komiksu Detektyw Krakowicz

I różnorodność kreski, zależna od tego co rysuje - ja uwielbiam w jego pracach wszystko! Choć też jestem jego najsurowszym krytykiem - innym podoba się wszystko co zrobi, a ja nieraz potrafię mu wytknąć złą kompozycję, czy że coś jest za mało dopracowane - tam gdzie dopracowane być powinno, albo że perspektywa mu się bezsensownie sypnęła. Bo wiedzę w tej dziedzinie mam sporą i doświadczenie nie małe, a i zdolności swoje mam, więc mnie wcale łatwo zachwycić nie jest, a jednak jego pracami wciąż się zachwycam :-).
I zapraszam wszystkich do pozachwycania się wraz ze mną, skoro jest to już możliwe i do zajrzenia na jego stronę czyli TU :-).

I to pewnie mieszanka mamusiowo-tatusiowa powoduje, że moje małe kochanie mając dwa lata i cztery miesiące rysuje sobie takie oto lale (rysowane wczoraj):


No dla mnie jest to wspaniałe!!!!

I na tym kończę chwalenie się moją zdolną rodzinką. 
Wszystkich zainteresowanych zapraszam na Słodyczobranie - do momentu losowania w sklepiku na pewno pokażą się jeszcze różne nowości i będzie w czym wybierać, więc jeśli ktoś chce się skusić, to zapraszam serdecznie :-).

Dzisiejszy post zilustrowali - Ethro i Karolinka.

środa, 22 lutego 2012

Komu dać ten 1%???

Luty się kończy, coraz więcej ludzi myśli o tym, by się jednak rozliczyć z fiskusem i aby jednak nie oddać mu wszystkiego, a choć odrobinkę przeznaczyć na jakiś szczytny cel. Część z Was pewnie już wie na co przeznaczy ten jeden procent, ale jest wśród Was i ta grupa, która jeszcze nie podjęła w tej sprawie decyzji. I do tej to grupy jest skierowany ten apel, z którym zależy mi abyście się zapoznali. 

Informacja o Hubercie dotarła do mnie od Magdy z Kluczy do raju, o której ciepło myślę ilekroć światło nam wyłączą (a u nas to całkiem normalne, że prądu brak), bo to właśnie świecznik, który dostałam od niej pozwala nam się oswoić z ciemnością :-).

 A zatem zapoznajcie się z Hubertem nim podejmiecie decyzję do kogo trafi Wasz procent:


1%  DLA HUBERTA


Hubert ma 11 lat i od urodzenia choruje na dziecięce porażenie mózgowe-spastyczne czterokończynowe. Dzięki intensywnej terapii poczynił duże postępy. Pomimo cierpienia Hubert jest bardzo pogodnym i uśmiechniętym dzieckiem (jednak nie chodzi i  nie mówi).
Wymaga stałej opieki drugiej osoby i specjalistycznego sprzętu, ponieważ nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Hubert potrzebuje  codziennej rehabilitacji w tym celu musi brać udział w  turnusach rehabilitacyjnych.
Bardzo lubi słuchać muzyki, oglądać filmy przyrodnicze, chętnie chodzi do szkoły specjalnej w Łodzi.
Pieniądze z 1% przeznaczymy na poprawę funkcjonowania naszego dziecka, wyjazdy rehabilitacyjne oraz  sprzęt specjalistyczny, który ułatwi życie codzienne, przemieszczanie z dużym niepełnosprawnym dzieckiem.
Rodzice
Podaruj 1% podatku
KRS 0000037904
z dopiskiem „darowizna na rzecz Huberta Muszyńskiego”
_______________________________________________
Jeśli chcesz pomóc Hubertowi, i tak jak My nie zmarnować 1% podatku, prosimy  przekaż je na konto Huberta :) Dziękujemy:) Magda i Przemek:)
_______________________
Prośba zamieszczona za zgodą rodziców Huberta.



A po więcej informacji zapraszam na blog Magdy i Przemka - TU.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Nadejszła...


Obiecałam sobie, że dziś już muszę post napisać, bo mam ważne ku temu powody, tak więc i napiszę, tylko się nie rozpiszę tak jak planowałam, a będzie raczej zwięźle i na temat.

Bo moi mili, rzecz jest taka, że... zestarzało mi się o kolejny roczek! I to nie tylko mi, bo i mój blog (który to miał mnie zmotywować do systematyczności i pracowitości i te pe) - on również nie wiadomo jak i kiedy skończył roczek. A ja zamiast się tym cieszyć i dbać o niego, niechlubnie go omijam ostatnio... Ej, nieładnie, nieładnie!

Więc dziś się właśnie odrobinkę poprawiam :-).
W związku z moim postarzeniem się o rok kolejny, zrobiłam sobie mały prezencik, a mianowicie uszyłam sobie chlebaczek, bo chciałam by chleb na moim stole czuł się wyśmienicie, a poza tym miłość do tej tkaniny m wcale nie przeszła :-). Szyłam go na szybkiego, w ostatniej chwili (nic to u mnie nowego!), bez żadnego projektu i solidnego rozrysowania, tylko tak na oko, więc tak naprawdę wyszedł koślawo i bok jest bokowi nierówny, i wstążeczki każda sobie, grubością się nijak nie trzymają, ale gdy się go zwiąże, to tak na prawdę tych wszystkich niedoskonałości wcale nie widać :-).
Z innych perspektyw wygląda tak oto:





(.....)
tu była treść, którą mi komputer zjadł, bo mi się ni z gruszki ni z pietruszki wyłączył :-(

I w związku z awarią sprzętu teraz tylko szybciuteńko dopiszę iż:

OGŁASZAM

SŁODYCZOBRANIE

Na temat zasad rozpiszę się bardziej szczegółowo innym razem, a teraz tylko to co najważniejsze:

1) Aby wziąć w nim udział - zostaw komentarz pod tym postem wyrażając w nim chęć wzięcia udziału w zabawie.

2) Na swoim blogu lub na fejsie (w przypadku braku blogu) umieść informację o słodyczobraniu wraz z podlinkowanym do tego posta tym oto zdjęciem:


3) Zapisy trwają do końca marca, a losowanie (żeby było śmiesznie) nastąpi 01. kwietnia :-)

4) Wylosowana osoba będzie mogła sobie sama wybrać nagrodę - dowolną rzecz z mojego sklepiku, czyli stąd: TU KLIKAMY

 I z grubsza to tyle - wszelkie niejasności postaram się rozwiać w następnych postach, które tym razem będą nieco częstsze ;-)

Pozdrawiam wszystkich ciepło i zapraszam do zabawy!