środa, 21 grudnia 2011

Królisia


I znów wpadam na chwilkę (może się rozkręcam?), bo tak sobie właśnie pomyślałam, że uwielbiam Wasze blogi i chciałam się tą myślą podzielić. Już od dłuższego czasu jest tak, że z rzadka zaglądam do kogokolwiek, wciąż się tłumacząc brakiem czasu, a teraz powolutku zaglądam to tu, to tam i się zachwycam. I jestem trochę rozdarta - bo z jednej strony wciąż sobie myślę - dżizas jakie cuda ludzie tworzą, nie umywam się po prostu! (i to mnie w lekki dół wprowadza i w myśli typu "dlaczego tracisz czas na siedzenie w necie zamiast stworzenie czegoś???"). Ale z drugiej strony oglądanie tych wszystkich wspaniałości szalenie mnie raduje, bo widzieć te wszystkie piękne rzeczy, które ludzie sami robią jest... fajne. Bo nie tylko mnie cieszy, że w ludziach tak wielka siła tkwi, ale również oglądanie Waszych cudnych wytworów po prostu inspiruje (pomijając momenty "dlaczego ja na to nie wpadłam???"). Więc się cieszę oglądając wszelkie cuda i bardzo fajne jest to, że tylu ludzi chce się dzielić tym co robi - to wszystko naprawdę cieszy oczy!!!

No - i to właśnie chciałam powiedzieć, ale żeby nie było bezzdjęciowo, to przedstawię Wam króliczkę, którą uszyłam jakiś czas temu, ale tak jak większość ostatnich szyjątek, jeszcze tu nie pokazywałam.

Więc oto i ona - cała w czerwieni w malusie kropeczki:


I z każdej strony:


No a spory jej urok mieści się w tym, że można ją rozebrać do gołego - co prawda jest troszkę wstydliwa, więc publicznie pokaże tylko jak wygląda bez sukienki:


Korzystając z tego, że troszkę materiału mi zostało, powstały jeszcze serduszka do kompletu:


Była i gwiazdka z rozpędu, ale nie została udokumentowana, a z domu już wyfrunęła, więc tylko na słowo można mi uwierzyć, że była faktycznie.

I tyle - pozdrawiam wszystkich ciepło!!!

wtorek, 20 grudnia 2011

A jednak biało :-)


Dziś tak szybciuteńko, bo trzeba mi zaraz lecieć do małej, ale tak sobie pomyślałam, że jak już tu jestem, to choć pokarzę co mi się udało skończyć.

Ale wpierw co do tytułu - to nie wiem jak u innych, ale u nas dzisiaj powolutku coś tam poprószyło z  nieba i odrobinkę jaśniej się zrobiło :-). To już drugi śnieg tej wątpliwej zimy - pierwszy się utrzymał chyba przez dwa dni, a ten to chyba do rana nie wytrzyma... No, chyba, że dosypie coś nowego. Tak jak nie znoszę zimy i mrozu, a w sumie to po prostu nie lubię marznąć, to jednak święta bez śniegu są jakieś takie niepełne... Więc w tym momencie fajnie by było jakby zrobiło się biało - i może to się uda :-).

A co do szyjątek, to w końcu skończyłam tę anielicę! Na warsztacie leżała mi chyba dwa tygodnie i jakoś jej skończyć nie mogłam, ale dziś mi się udało! Uff - zawsze to krok do przodu :-).

To teraz juz tylko szybko zdjęcia i będę lecieć.

A więc oto Lenka:





I jej braciszek Dawid, którego uszyłam już dużo wcześniej:




I w sztucznym świetle:


I tak to wygląda gotowe rodzeństwo z każdej strony ;-).

Pozdrawiam wszystkich cieplusio i miłych i owocnych przygotowań do świąt życzę!

czwartek, 15 grudnia 2011

Ciąg dalszy


Czas już najwyższy aby pokazać resztę kolekcji, która mi się uszyła z tego cudnego materiału. Bo tak jak pisałam poprzednio poza maskotkami są jeszcze:

- łapki kuchenne obszyte szydełkową koronką:




 - poszewki na poduszki - również z koronką:

9



- zawieszka - seduszko:


- zawieszki - gwiazdki:


i - woreczek na prydasie:



Więc, jak widać, ten materiał naprawdę mnie wciągnął :-).

A teraz niestety robota przy tym cyklu utkwiła w martwym punkcie. Nadal mam kilka niezrealizowanych projektów, które chciałabym zrobić, tylko brakuje mi niektórych przydasi niezbędnych do kontynuacji szycia, więc odłożyłam to sobie na potem. 

I teraz zajmuję się zupełnie innymi rzeczami - próbowałam sobie policzyć ile rzeczy mam zaczętych, które bardzo chcę zrobić i nie bardzo mogę się doliczyć. Ale jest na warsztacie m in.: anielica, króliczki, kocur, serwetki, szalik, zasłona, gwiazdeczki... I pewnie jakieś inne rzeczy, które mi umknęły z pamięci. A ja zamiast je skończyć napalam się na coś nowego i zaczynam to robić (co niekoniecznie doczeka się ukończenia w najbliższej przyszłości).
A miałam się nauczyć konsekwencji i kończenia rozpoczętych projektów! Choć i tak, z tego co widzę, sporo rzeczy udaje mi się zrobić do końca, jednak jest to niewiele w porównaniu z tym co zaczynam... A tak bym chciała się poprawić!

Niemniej, pomijając moje narzekanie na samą siebie, muszę przyznać, że piękna pogoda do nas zawitała :-). Zrobiło się tak ciepło i przyjemnie, że mam wrażenie jakby wiosna już do nas szła, co wprowadza mnie w bardzo dobry nastrój i się tak jakoś weselej na duszy robi - aż ciężko uwierzyć, że zima dopiero przed nami...

Zacznę kończyć ten post, tylko chciałam jeszcze kilka słów do paru osób posłać - bo jest kilka dziewczyn wśród Was, które czekają na jakieś szyjątka ode mnie i to właśnie do Was chciałam się tu zwrócić. A więc z tego miejsca obiecuję Wam, że do świąt się swoich-moich szyjątek doczekacie, nawet jeśli absolutnie nie daję po sobie poznać, że tak będzie ;-). I mam nadzieję, że Wasza cierpliwość będzie wynagrodzona satyswakcjonująco dla Was :-). I jako się rzekło tak i się stanie :-)

To pozdrawiam wszystkich wiosennie i promiennie!!!


wtorek, 6 grudnia 2011

Wzięło mnie


Coś czuję, że się powoli oddalam od tego bloga - coraz rzadziej tu zaglądam, coraz mniej piszę... A to nie tak miało być! Choć pomysłów na posty mam wiele, to wciąż coś mi nie pasuje i ich nie piszę... W sumie to zazwyczaj wszystko rozbija się o zdjęcia, a raczej ich brak.
Ten post na przykład miał pokazać wszystkie rzeczy z cyklu, który teraz wychodzi spod moich łapek, ale wciąż ich do kupy zebrać nie mogę, by je razem sfotografować i stąd brak postu. Choć przecież wszystkie rzeczy oddzielnie mam obfocone, więc sama nie wiem z czego robię problem... Pewnie stąd, że zachciewa mi się zdjęć idealnych, które pokażą to co chcę by pokazały, a ja ich wciąż nie mam... Nie wiem czy to czasem jakiś pęd do idealizmu (czytaj pedantyzm) mnie tak nie opóźnia w tych postach...

Ale dziś postawiłam, że choć tę gromadkę przedstawię, którą widać na górze i wcale się nie będę przejmować tym, że nie będzie tak jak chciałam aby było, a będę się cieszyć, że w ogóle jest.

Bo generalnie, to muszę powiedzieć, że mi się ogromnie spodobała tkanina z której teraz szyję i mam wielką ochotę wykorzystać ją jak się tylko da najmocniej. W sumie to kupiłam ją na zasłony do kuchni, bo się pięknie prezentuje w zestawieniu ze starym, ciemnobrązowym kredensem jaki tam stoi. Ale na dzień dzisiejszy efekt jest taki, że zasłon brak (karniszy z resztą też, więc się tłumaczę, że to dlatego ich jeszcze nie uszyłam), za to jest anielica, para króliczków, owieczka, poszewki na poduszki, różne zawieszki, woreczek... i plany na kolejne szyjątka.

W sumie to mnie cholernie wzięło i sam pomysł takiego całego cyklu bardzo mi się spodobał. Mam już w zamyśle kolejny cykl z tkaniny, którą mam już od dłuższego czasu i też bym chciała ją tak wypróbować w wielu różnych odsłonach.

No ale na dziś chyba koniec gadania, teraz przejdźmy do rzeczy - zarzucę zdjęciami, a co? Mam, to pokażę ;-). 

A więc zacznijmy od najmniejszego stworka czyli owieczki:


A teraz króliś:



I królisia:



No i moja chyba ulubiona (chyba, bo samej ciężko mi się zdecydować, tak mnie ten materiał rozbraja) Anielica zwana Danką:





I koniec prezentacji na dzisiaj, a ja w sumie miałam jeszcze napisać komentarz do poprzedniego postu - bo jakoś zupełnie zapomniałam dodać, że moja mała baaardzo szybko zdążyła mi wytknąć, że jej lala nie ma bucików (bo ja przecież zawsze robię janielice z bucikami). 
A co się zaś tyczy jej zamiłowania do rysowania, to sprawa wcale nie jest taka prosta, że ma to po mnie. Równie dobrze może z tym swoim niesamowitym zapałem rysować po Tatusiu, który to jest rysownikiem wyśmienitym i talent ma przeogromny ( i mówię to ja - bardzo krytyczna i wymagająca osóbka, więc trzeba mi wierzyć). Kiedyś Wam się i mym mężem pochwalę, niech on tylko zrobi w końcu swoją stronę, abym miała gdzie Was odsyłać, a sami zobaczycie :-).

To ściskam wszystkich mocno, buziaczki ciepłe przesyłam i nie obiecuję poprawy, bo nie wiem jak to będzie. Trzymajcie się zdrowo!


poniedziałek, 21 listopada 2011

Przełamując ciszę...


Coś długo tra moje milczenie, a czym jest dłuższe, tym trudniej mi tu zasiąść i zacząć do Was pisać... A zaległych postów, które chciałam napisać i jakoś nie napisałam jest mnóstwo! Rzeczy, którymi pochwalić się chcę czaka wiele a informacji do poplotkowania może jeszcze więcej...

Ale dziś i tak będzie jednostronnie i monotematycznie, bo będzie o mojej córci, której ten post się po prostu należy. Miał on być opublikowany już trzy tygodnie temu, ale coś mi się w czasie poślizgnęło i jest dopiero teraz - choć szczerze mówiąc, to się cieszę, że w ogóle będzie i że znowu usiadłam do pisania :-).

No, ale dlaczego córcia? Otóż moja najukochańsza z córek właśnie trzy tygodnie temu skończyła swój drugi rok życia, więc poza prezentami i uściskami i buziaczkami, no i tortem oczywiście - post jej się po prostu należy :-).

O mojej małej mogłabym opowiadać całymi godzinami - o tym jaka jest zdolna, sprytna, urocza i generalnie rozbrajająca. Ale teraz skupię się na dwóch rzeczach - rysowaniu i szyciu.

Moja mała już od dawna jest zagorzałą czytelniczką wszystkiego - nie gardzi żadną lekturą, a przez długi czas jej ulubioną książką była ilustrowana encyklopedia, jeszcze tatusiowa - mogła ją przeglądać całymi godzinami i wciąż pytać a to to? a to to?. Teraz zapał czytelniczy nieco osłabł, bo pojawiła się niezwykła pasja rysowania. Karolinka teraz smaruje wszystkim co jej w rączki wpadnie i po wszystkim - kartki, książki, ściany, stoły, pudełka, podłogi - wszystko jest pięknie zarysowane. Słabo jestem przygotowana zdjęciowo, ale oto niektóre dzieła, jakie nam mała narysowała:





Cudownie jest obserwować jak Karolinka rysuje - jest wtedy tak skoncentrowana, tak skupiona na tym co robi, że aż miło. Pięknie już potrafi kółka rysować i mamie w kalendarzu już większość dat zakreśliła - w ogóle ma manię zakreślania - jak weźmie się za jakąś gazetkę reklamową, to wszystkie loga zamyka w kółkach. Nie bardzo mam porównanie z innymi dziećmi w jej wieku (tzn nie mam w ogóle), ale jak dla mnie, to jest szalenie zdolną rysowniczką!

Poza rysowaniem i czytaniem Karolinka uwielbia szyć - nie dosłownie oczywiście, ale pomaga mi przy wszystkim co powstaje - ma swój fotel na który wskakuje by mieć dostęp do stołu na którym pracuję, ma swoją wysłużoną gołą lalkę, swój zestaw szmatek, kwiatuszków, tasiemek i razem ze mną projektuje ubranka, wybiera dodatki, kroi, prasuje, przypina - a ja np. z jednej strony prasuję coś dla siebie, a z drugiej to co mi maleńka przygotowała i też przecież musi być wyprasowane.

Karolinka generalnie uwielbia wszystko co uszyję - cieszą ją bardzo wszystkie nowe lale, kotki, owieczki, do wszystkiego się cudownie uśmiecha i wszystko po kolei przytula, a jak jej się coś bardzo podoba, to nawet całuje. Tylko ja jej się tym wszystkim za bardzo bawić nie pozwalam...No wiadomo - przecież nie można tego wszystkiego zniszczyć czy pobrudzić... I pomyślałam sobie, że czas najwyższy, aby moja mała, poza swoją gołą lalą miała taką prawdziwą, skończoną - i się wzięłyśmy do roboty :-). Karolinka asystowała mi jak zwykle dzielnie na każdym etapie (wypychaniem też się na swój sposób zajmuje), a efektem końcowym jest anielica Karolinka - cała dla córki, z którą może zrobić co chce i bawić się nią bez końca :-). A oto i ona, choć zdjęcia nie oddają jej uroku i były robione w sztucznym świetle, to i tak je pokażę, bo inaczej tego mojego milczenia nie przełamię:




No i duet dwóch Karolinek:



Ulubiony guziczek :-)


No i tak jak milczałam długo, tak teraz zasypałam Was słowami i zdjęciami niesamowicie, więc już chyba będę kończyć, tylko jeszcze dodam - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO KAROLINKO!!!!


Chyba mi się znudziła... Ale na szczęście tylko na chwilę :-)


środa, 19 października 2011

Bartek i Ula


I znowu będzie szybko i na chwilkę, bo czasu nijak nie mam - zaraz muszę się pakować i wyjeżdżać. Ale pomyślałam, że jednak skorzystam z ostatniej chwilki przed wyjazdem i się pochwalę nowym anielskim towarzystwem :-).

Już dawno temu marzyło mi się uszycie jakiejś anielicy w szarościach i w końcu przyszedł taki moment, że po prostu ją uszyłam :-). I od razu z mężczyzną u boku, bo po uszyciu aniołów dla Majki, takie męskie anioły bardzo mi do gustu przypadły.

A więc jest Ula - w sumie skromna, prosta i elegancka - w sukience w szare kwiaty, z halką i rajstopami pod spodem, w szarej garsonce na wierzchu i w bucikach do kompletu.





I jest też Bartek - poważny, lekko przyprószony siwizną, dostojny anioł w koszuli w kratę, w szarych spodniach w kancik i pasiastych skarpetkach.





No i jest Ula i Bartek razem :-)


I taki to szybki post...
Pozdrawiam wszystkich ciepło!!!
I mam nadzieję, że może będąc u Babci uda mi się na spokojnie do Was wszystkich pozaglądać i posprawdzać co tam się pozmieniało, a tymczasem do usłyszenia!!!