piątek, 25 lutego 2011

Takietam


Ani mi się dzisiaj pisać nie chce, ani nic mi się nie chce.
Cały dzień jestem zmuszona oddychać buzią, więc usta mam całe spierzchnięte i nie czuję się z tym zbyt komfortowo. No i nieodzownym przydasiem stała się dziś rolka papieru toaletowego - lepsze to niż ciągle brać nowe chusteczki....

No i generalnie dzisiaj jestem cała rozmemłana i nic mi się nie chce :-/.
Nowego postu też miałam dziś nie robić, ale w końcu uznałam, że niech tam będzie - zawsze to jakiś kroczek do przodu. 

Jako, że rozpisywać mi się nie chce, to napiszę tylko, że to co dzisiaj pokazuję, to obrus (w sumie raczej obrusik, bo za duży to on raczej nie jest), jaki kiedyś zrobiłam Mamie na Święta.

Całość oczywiście została wykonana z kordonka na szydełku.
Czy wzór brałam skądś, czy go wymyślałam, to już nie pamiętam. Pewnie skądś jest jednak ściągnięty, ale skąd to nie mam pojęcia.



No i w pełnej krasie:


czwartek, 24 lutego 2011

Ponuraczek i Fryderyka


No to choróbsko w końcu i mnie dopadło :-/. Kaszlę, prycham, z nosa cieknie potokami. Mam tylko nadzieję, że to nic wielkiego i że za raz ze mnie ucieknie i znów będę w pełni sił. Choć jak wczoraj zmierzyłam sobie ciśnienie i zobaczyłam, że mój puls wynosi 126, to się nieziemsko wystraszyłam. Niby czuję, że coś mi serducho mocniej bije, ale to mi się zdarza dosyć często, więc nawet niespecjalnie na to zwracam uwagę. Ale to już lekka przesada, aby tak mi nawalało!

Więc poszperałam wczoraj trochę w necie i wszystko by wskazywało na to, że mam zespół obniżonego ciśnienia... Wszystkie przeczytane na ten temat objawy wydają mi się takie bliskie i doskonale znane! I w sumie nie wiem co z tym zrobić dalej - pewnie przydało by się odwiedzić lekarza, zdiagnozować się i zacząć leczyć. Może wtedy uporczywe zmęczenie by przeszło i może bym w końcu zaczęła jeść więcej? A może i bym miała więcej sił i ochoty do pracy? Do tej pory wszystkie moje niedopięte sprawy zrzucałam na karb zwykłego lenistwa. A może są tego też zupełnie inne przyczyny, z których po prostu dotąd nie zdawałam sobie sprawy?

No, ale mniejsza o to. Mimo wszystko i tak coś udało mi się zrobić, więc tak najgorzej nie jest :-).

Słów o tym co dzisiaj pokażę napiszę zaledwie kilka, bo czasu już mam niewiele (tj muszę odejść od komputera).

A więc jedna zakończona sprawa, która mnie przeogromnie cieszy, to anielica Fryderyka dla mej kochanej Mamusi :-). Dzięki temu, że udało mi się ją dokończyć pół szykowanych prezentów Mamie mam już gotowych! Kończyłam ją bez przekonania, bo wydawała mi się zdecydowanie zbyt błękitna, ale jest jaka jest, a myślę, że Mamę bardzo ucieszy. W pełnej krasie Fryderyka prezentuje się następująco:


A tu jest detal w zbliżeniu - kwiat, który trzyma w dłoniach i koronkę przy sukience robiłam sama :-)


Ta anielica jest też lekką zapowiedzią poszewek jakie poswatają dla Mamy, bo robię je z tych samych materiałów, ale o tym będzie potem - jak już je skończę.

A to kolejny królik - pan Ponuraczek. Jakiś taki bury i ponury mi wyszedł (choć mąż już przy Buraczkowej króliczce mówił, że wygląda depresyjnie...).


No i na koniec moje nowe stworki-potworki razem:


I na dzisiaj tyle by było.

niedziela, 20 lutego 2011

Cukiereczki, ciasteczka, czekoladki...


Wczoraj miałam w planach zasiąść tu gdzie teraz siedzę i napisać nowy post, ale nic mi z tego nie wyszło, bo zabrakło mi czasu. A wszystko przez pyszności wszelakie jakie wiele z was proponuje. Rozsmakowałam się w nich bardzo i zapisywałam się w kolejce za różnymi słodkościami jak szalona. Zwariowałam tak bardzo, że nim się zorientowałam, to czas było mi kończyć siedzenie przy kompie i zająć się czymś innym...

Ale zapisując się to tu to tam, zaczęłam sobie snuć w myślach plany czym to ja bym mogła was obdarować. No i parę pomysłów już mi się zrodziło, ale spokojnie. Na razie organizowanie Cukierasów przeze mnie nie miałoby żadnego sensu (no bo kto niby wiadomość o nich poniósł by w świat???). No i może jednak poczekajmy z tym na jakąś rocznicę, okazję - cokolwiek.

A teraz o tym o czym miało być wczoraj.
Więc tym razem chciałam pokazać sweterek-tuniczkę jaki zrobiłam dla mojej córci gdy jesień się dopiero do nas zbliżała i było jeszcze całkiem ciepło. Wykonałam ją w całości na szydełku.
Jak dla mnie zestawienie takiego różu z ciemnym fioletem było nie lada wyzwaniem, bo choć kontrasty lubię, to rzadko kiedy je stosuję. Zazwyczaj robię rzeczy stonowane. A tu spróbowałam inaczej i choć wcale do tego zestawu kolorystycznego nie byłam przekonana, to w sumie efekt końcowy mi się podoba :-). 
Robiąc ten sweterek nie miałam żadnego szablonu ani wykroju, tylko robiłam go na oko, co jakiś czas przystawiając go do córci i sprawdzając czy idę w dobrym kierunku. I wyszło całkiem fajnie, tylko córcia już urosła i tuniczką to od jakiegoś czasu nie jest, a niebawem będzie po prostu za małe.

Zdjęć jakichś smakowych niestety nie udało mi się zrobić, ale co nieco na tych które prezentuję widać.




No i obowiązkowe zdjęcie na modelce:


piątek, 18 lutego 2011

Buraczkowa Króliczka


Wczoraj - po raz pierwszy w swym życiu - stanęłam w kolejce po szczęście, czyli konkretniej rzecz ujmując zapisałam się na Candy w Kolorowym Zaciszu. Konkurencja jest przeogromna, ale co mi tam - jak nie spróbuję, to na pewno nie będę miała szans. A tak, to choć po cichutku mogę sobie pomarzyć, że może... może jednak się uda? Bo do wygrania jest istne cudeńko!

W ogóle obecnie wszystko co jest z blogowaniem związane, jest mi całkowicie nowe. Jak dotąd nigdy nie prowadziłam bloga i (tak - przyznaję się bez bicia) nie czytałam żadnych blogów. Ten świat był mi do niedawna całkowicie obcy. Dopiero teraz poznaję tajniki tego szaleństwa i się wszystkiego powolutku uczę. I zaczynam się wciągać :-).

A tak całkowicie zmieniając temat - właśnie wrócę do tematu, czyli do tytułu. Bo pędzę się pochwalić tym co dosłownie przed chwilą wyszło spod mej igły - czyli Buraczkową Króliczką. Jako, że jest świeżuteńka jak cieplutkie bułeczki, to zadowolona z niej jestem bardzo! Ale niebawem ten entuzjazm pewnie opadnie (jak zwykle), więc się chwalę, póki się cieszę :-).

Więc Królisia ta powstała w błyskawicznym tempie (jak na moje standardy), a do tego lekko, łatwo i przyjemnie :-). Uwielbiam się bawić przy tego typu robocie! Moją małą (ma jakieś 28-29 cm wzrostu) ubrałam w buraczkowe spodenki oraz buraczkową sukieneczkę i kapelusik w białe kropeczki. Przyozdobiłam ją skromnie - szydełkowymi kwiatuszkami z koralikami (jak widać dwa z nich pełnią funkcję guziczków, a trzeci przystroił kapelusik).

A Króliczka w pełnej krasie prezentuje się tak:





I jeszcze Królczka z Barankiem:



Choć jeszcze nikt tu nie zagląda, to i tak pozdrawiam wszystkich ciepło!

środa, 16 lutego 2011

Baranki i plany, plany, plany...


Ech... zimno jest, że aż palce grabieją, a szykuje się dużo roboty przede mną... Jeśli wszystko dobrze pójdzie i negocjacje znajdą szczęśliwy finał w podpisaniu umowy, to czeka mnie szycie, szycie i jeszcze raz szycie. Nie powiem, ale cieszy mnie to bardzo, bo szyć uwielbiam!

A jak mam dzięki niemu jeszcze zarobić, to cudownie!

W sumie jeszcze nie wiem czy się dogadamy i czy do podpisania umowy dojdzie, ale szyć i tak już zaczęłam, bo jak nie oni, to może ktoś inny chętny się znajdzie, by to co uszyję kupić... A jak umowa będzie, to szybciej zostanie zrealizowana :-).

A póki co zaprezentuję coś z innej beczki, czyli kilka moich wcześniejszych baranków. Są one proste w formie, ale urokliwe :-). I doskonale się sprawdzają jako igielniki (choć ja wbijam w nie szpilki).





~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~

No i plany... 
Z jednej strony i tak mam dużo roboty, ale z drugiej myślę o tym co by tu innego zrobić... Bo zbliża się Dzień Kobiet i urodziny mojej Mamy i chciałabym jej zrobić jakiś cudowny prezent... W planach mam uszycie jej ślicznych poszewek na jaśki (obiecanych już dawno temu) i tildową anielicę w odcieniach błękitu. Nie wiem czy znajdę na to czas, ale bardzo bym chciała ją tym obdarować, więc pewnie będę trochę czasu na to sobie skradać - oby mi się udało i obym zdążyła z całą robotą na czas!!! 
Chociaż nie wiem, czy moje plany znowu nie są zbyt ambitne w stosunku do czasu którym dysponuję...

poniedziałek, 14 lutego 2011

Zakochani są wśród nas...


Nie wiem jak to się stało, ale zupełnie zapomniałam, że dzisiaj są Walentynki! Aż mi trochę głupio z tego powodu... Musiałam całkowicie przegapić wczorajszy dzień, bo myślałam, że dziś jest dopiero 13. Ale jak tylko włączyłam telewizor, to się zorientowałam co to za święto - już ci od misji nie dają o tym zapomnieć!

No a w związku z tym, wszystkim zakochanyprzegapitkim rozczarowanym miłością oraz tym, którzy na miłość czekają (i nie czekają) - jednym słowem wszystkim, którzy tu zajrzą (pomimo, że jak na razie nikt tu nie zagląda) życzę jakiegoś miłego, zaskakującego i miłosnego zdarzenia! Zdanie długie i nieco zagmatwane, ale może wiadomo o co chodzi ;-).

No i od razu, tak zupełnie przy okazji, zaprezentuję Wam mojego nowego baranka. Jest to pierwszy naprawdę tildowy baranek (a właściwie cokolwiek), co zrobiłam od początku zgodnie z instrukcją i szablonem. Pierwsze moje podejścia do tildowych maskotek polegały na wymyślaniu własnych szablonów. A tym razem jest tak jak być powinno według wzorców.

A owy baranek (z serduszkiem - a jak!), prezentuje się tak:





I zbliżenie na pyszczek:


Pozdrawiam wszystkich serdecznie i uroczego dnia życzę!!!

sobota, 12 lutego 2011

Powrót zimy


Brrr jak się znowu zrobiło zimno!!! Przez chwilę już było tak ciepło i ładnie, a tu znowu bach i zima wróciła. Znów tak marznę, że aż mnie trzęsie, znów jest biało i sypie. A już miałam nadzieję, że będzie cieplej...

I jak ten mróz wrócił, to sobie przypomniałam o paputkach, które zrobiłam przyjaciółce na takie właśnie dni. Uwielbiam robić różne rzeczy dla przyjaciół - zwłaszcza dla tych ciut mniej manualnych, którzy sami by sobie nic podobnego nie zrobili. Obdarowywanie ich własneręcznie wykonanymi prezentami jest bardzo przyjemne :-).

I te właśnie paputki zrobiłam z myślą o mojej najukochańszej przyjaciółce. Jak przy każdej robocie (poza radością tworzenia) trochę się przy nich pomęczyłam, bo było ta moje pierwsze tego typu zadanie. Wcześniej nigdy nie robiłam podobnych kapci i nie do końca wiedziałam jak się za to zabrać. Ale właśnie takie wyzwania lubię najbardziej! Kapciuchy są w całości wykonane na szydełku z fajniutki włóczki (klasyczny już dzisiaj akryl). Rozmiar robiłam na wyczucie, bo nie miałam w domu odpowiedniej stopy, która mogłaby mi posłużyć za modela, ale na szczęście udało mi się trafić. Z resztą do pomocy "zatrudniłam" filcowe wkładki, żeby w ogóle mieć się na czym oprzeć, no i w sumie posłużyły mi one później za usztywnienie podeszwy.

Z efektów końcowych jestem całkiem zadowolona, bo kapciuchy wyszły jakoś tak swojsko i po domowemu :-).

A oto i one:




 


wtorek, 8 lutego 2011

Koteczek


Jakiś czas temu - z czystej ciekawości - zrobiłam na szydełku taką malusią kociczkę dla mej córci.
Chciałam się dowiedzieć jak się robi szydełkowe maskotki, więc nie było innego wyjścia jak spróbować wykonać coś takiego samemu. Namęczyły się moje palce przy tym straszliwie, bo to taka malutka, precyzyjna robótka, którą ciężko w łapkach utrzymać.
Robiłam ją z kordonka (czyli całkiem cienkiej nitki) jakimś małym szydełkiemi i musiałam się trochę napocić, by mi to wszystko z rąk nie uciekło.
A najgorsze i tak było zszywanie tych drobnych elementów. 
Niemniej (jak widać) skończyć mi się udało, a o to przecież chodziło.
No i się dowiedziałam jak powstają takie maleństwa i teraz szczerze podziwiam wszystkie dziewczyny, które swoimi łapkami stwarzają różne maleńkie cudeńka - bo robota przy tym jest trudniejsza niż przy większych egzemplarzach. No i myślę, że dla mnie to była jednorazowa przygoda, do której pewnie nie wrócę, choć i tak bawiłam się przy tym dobrze :-).

Nie wiem ile ta maleńka ma wzrostu, bo zaginęła gdzieś wśród zabawek córci, ale myślę, że zdjęcia przedstawiają ją mniej-więcej w skali 1:1 lub są trochę od niej większe - bo to jest taka dziubińka malutka, która się przesłodko prezentuje w maleńkich rączkach mej córusi.



niedziela, 6 lutego 2011

Basieńka i nowe pomysły


Tak więc dziś zacznę od mojej Basieńki, tym bardziej, że wczoraj została sprzedana i będę musiała się z nią rozstać i jakoś tak mi smutno z tego powodu... Przyzwyczaiłam się już do niej, przywiązałam i szalenie ją polubiłam. 
Basieńka (pierwotnie nazwana Mroźną Barbarą - ale już nie umiem tak chłodno o niej mówić ani myśleć) jest tak na prawdę...

moją pierwszą Tildą, którą udało mi się zapiąć na ostatni guzik.
Bardzo fajnie mi się ją robiło i (w przeciwieństwie do Elżuni) miałam na nią konkretny plan. Dokładnie wiedziałam jakich materiałów użyję, jak je ze sobą zestawię i jakie dam jej dodatki.Tylko jej włosy stały się dla mnie samej zaskoczeniem, bo nie spodziewałam się takiego efektu, ale zadowolona z niego jestem bardzo :-).

Rozpisywać się na jej temat nie będę, tylko przedstawię kilka zdjęć, co by było wiadomo kim jest owa Basieńka.




No i pożegnalne wspólne zdjęcie moich obu panien:


Do prawdy ze smutkiem będę się z moją Basieńką rozstawać, ale pociesza mnie myśl, że może komuś upiększy dom i wywoła uśmiech na twarzy :-).
Oby Basia trafiła w dobre i ciepłe ręce!

No i jeszcze jedno, bo nie mogę się powstrzymać - zdjęcie małe, brzydkie, niewyraźne, no ale cóż? I tak je przecież wstawię! Oto Basia w "szponach" mej córci:



~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~`*`~
No i miało być jeszcze o nowych pomysłach.
Siedziałam sobie dzisiaj w najspokojniejszym miejscu w domu (w tym to, do którego król piechotą chodzi) i mnie tak olśniło, aby zrobić pojemniki na pierdółki dla mej córci. Cały plan sobie obmyśliłam jak mają zostać wykonane, jakich materiałów użyję i jak wszystko ze sobą połączę.
Wstępny szkic jednego z pojemników przedstawia się następująco:



I, jak to z nowymi pomysłami bywa, od razu bym chciała się wziąć do roboty i zacząć je szyć. Ale na razie się wstrzymam z tą robotą, bo raz, że to nie wypada, bo jakby nie było jest niedziela (a trzeba pamiętać aby dzień święty święcić...), no i dwa, że wpierw postanowiłam skończyć szyć baranki (zaczęte dwa dni temu i wciąż niedokończone...).
Tak więc pojemniki chwilowo pozostają w dziale plany, ale mam nadzieję, że niebawem znajdą się wśród tych zrealizowanych pomysłów :-).

piątek, 4 lutego 2011

Elżunia


No i tak na dobry początek zaprezentuję najnowsze cudeńko jakie wyszło spod moich rąk - oto tilda Elżunia.
Ostatnio strasznie mi się spodobało robienie takich lalek, tym bardziej, że efekty są urocze. Tak się czasem patrzę na nie (bo poza Elżunią jest jeszcze Barbara, z którą zapoznam Was później) i nie mogę się nadziwić, jakie są słodkie.

Wiem, że to co piszę ze skromnością nie ma nic wspólnego, ale chwilowo jestem pod wpływem ich uroku i momentami aż ciężko mi uwierzyć, że ta dziewczyna powstała dzięki mojej pracy!

Elżunię robiłam przez kilka dni w tak zwanych wolnych chwilach.
Jak zaczynałam ją robić, to jeszcze nie wiedziałam jakie będą końcowe efekty
- miałam kilka szmatek, kłębek włóczki, ale konkretnego planu na nią nie miałam.
Ona jakby powstawała sama podczas pracy - powoli zaczynałam widzieć jaką będzie mieć sukienkę, jakie butki - ale to się szyło jakby samo - specjalnie dla niej. No i tak oto powstała moja Elżunia :-)

A oto i kilka zdjęć przedstawiających tę dziewczynę: