To chyba czas już najwyższy skończyć szyć naszą króliczkę, a więc do dzieła!
Uszy są już gotowe, a więc można teraz wyhaftować oczka, nosek i uśmiech, a gdy to jest gotowe, to wtedy przyszywam uszy - wszystko się odbywa ręcznie rzecz jasna.
I zaczynamy stwarzać sukienkę...
Szyjemy kieckę wg aktualnej koncepcji (wicie, że nie mam w ogóle wykroju na sukienkę dla króliczek? Za każdym razem robię je od zera wszystko dopasowując bezpośrednio do maskotki)
I uszyta sukienka ląduje na modelce:
I co? Gotowe?
No mogłoby się zdawać, że tak, ale przydałyby się jeszcze buciki.
No ogół robię ja na szydełku (i na nie też nie mam wzoru żadnego, więc za każdym razem wymyślam od nowa), ale tym razem powstaną paputki polarkowe (na które też wykroju nie miałam ;-) )
I na drugą nóżkę:
A potem jeszcze dorobić rumieńce, dodać ostatnie dodatki, poodcinać ostatnie nitki i króliczkę można uznać za gotową :-)
Ale by mogła się pokazać np Wam tu na blogu, to jeszcze czeka nas sesja zdjęciowa - na ogół zdjęć przy tej okazji powstaje wiele, z której znacznej większości nigdy nikt nie zobaczy, bo później siedzę nad nimi i wybieram które pokazać, a których nie. Każdorazowo korci mnie by pokazać me szyjątka z każdej możliwej perspektywy, a z drugiej strony hamuje mnie myśl by Was nie zarzucać stertą powielających się zdjęć, więc wybór na ogół prosty ni oczywisty nie jest...
Z dodoatkowych atrakcji przy powstawaniu szyjątek jest jeszcze:
- obrabianie wybranych zdjęć
- pisanie posta
- pakowanie i wysyłka
A pracę uważam za na prawdę skończoną dopiero wtedy gdy na stole roboczym posprzątam wszystkie nitki i ścinki, koronki i materiały, bo dopiero z czystym stołem mogę usiąść do kolejnej realizacji.
No!
To króliczka Martynka jest już oficjalnie skończona, więc będę mogła Wam przy sprzyjających wiatrach pokazać co tam nowego w mej pracowni powstało - ale to już innym razem oczywiście.
Pozdrawiam wszystkich ciepło i udanego poniedziałku!