Uffff!!!!!!!
Miałam zrzędzić o tym jak to zaniedbuję blogowanie w sensie zarówno prowadzenia swojego bloga, jak i odwiedzania Waszych, i jakie mam tyły i zaległości i różne takie sraty taty, ale nic mi z tego nie wyszło, bo się okazało, że do tego wszystkiego blogger nie chce mi zdjęć ładować :-/. Ale spróbowałam po raz kolejny i jest!!! I teraz tak się cieszę, że mogę zdjęcia załadować, że już w ogóle marudzić mi się nie chce :-).
I w związku z tym tylko radośnie pokażę najnowsze z mych szyjątek.
Oj - chyba odwykłam od pisania, bo normalnie zatkało kakao i nie wiem co napisać :-/. Więc może po prostu pokażę :-).
Więc dziś na pierwszy ogień idzie Wolfik - wilczek-niewilczek, czyli jedna z tych realizacji, które dają sporo stresu i jeszcze więcej satysfakcji. Stres wynika z faktu, że nie wiem czy podołam i czy umiem i czy efekty końcowe mej pracy będą zadowalające. A satysfakcja jest i podczas pracy (bo to jednak trzeba wymyślić coś nowego, a że ja się szybko nudzę jednym tematem, więc nowe projekty zawsze mnie cieszą) i po o ile efekt uznaję za zadowalający. A tym razem uznałam, że jest dobrze :-). A że Wolfik dodatkowo został zaakceptowany przez panią, która go zamawiała, to satysfakcja jest podwójna :-).
Pla pla pla... a niby mnie zatkało ;-)
A więc Wolfik prezentuje się następująco:
Uszyłam go z mięciusich i milusich polarków, więc jest przesympatyczny w dotyku (zwłaszcza brzuszek - aż miło pogłaskać). Wypchałam go porządnie kulką silikonową, a łapki to chyba aż za porządnie, bo teraz uważam, że powinny być jednak bardziej giętkie, ale to może z czasem się kulka nieco zbije i będzie w sam raz.
Wolfik jest moją interpretacją Wilczka, który był dostępny w Ikei.
Oczy i buzię wyhaftowałam.
A nogi są ubrane w skarpetki - takie zwykłe dziecięce, które można śmiało ściągać i prać i zmieniać na inne, zależnie od nastroju :-)
Kompanką Wolfika jest króliczka Florentynka:
Florentynka oczka, nosek i buźkę ma wyhaftowaną.
No i oczywiście jest rozbieralna - tylko majteczki są częścią ciałka.
I jest pierwszą króliczką, która dostała swoje własne buciki - specjalnie zaprojektowane tak, by pasowały idealnie na dużą stopę (kapelusik już nowością nie jest, bo zdarzał się wcześniej, więc o nim nie wspomnę ;-))
A na koniec coś w innej kolorystyce, czyli żółta bezimienna króliczka, którą szyłam gdzieś między zamówieniami.
I z myślą o niej zrobiłam kolejne królicze buciki i kapelusik, tylko nie wzięłam się jeszcze za ich sfotografowanie, więc póki co można mi tylko na słowo uwierzyć.
A sukienkę oczywiście można ściągać i nakładać do woli :-)
No to zarzuciłam Was zdjęciami niesamowicie! Ale nigdy minimalistką w wybieraniu fotografii nie byłam i raczej prędko mi się to nie zmieni ;-).
Ja będę kończyć, tylko chciałam jednak powiedzieć, że z żalem stwierdzam, że tak mało czasu poświęcam na zaglądanie na Wasze blogi i odpowiadanie na maile i generalnie na pracę na komputerze, ale doba ma tak mało godzin, że nie wszystko da się zrobić i z czegoś trzeba zrezygnować. A że ja do komputera wcale nie tęsknię i siadam do niego z poczucia obowiązku, to zawsze staram się umykać stąd jak najszybciej robiąc przy nim tylko to co naprawdę muszę.... I czego ja się tak tłumaczę? Bo mi głupio, że nie mam dla Was tyle czasu ile bym chciała... I tym bardziej dziękuję wszystkim tym, którzy tu zaglądają i poświęcają swój czas, by tu pobyć choć przez chwilę - szalenie mi z tego powodu miło :-).
To już tylko pozdrawiam wszystkich cieplusio i uśmiechów dużo życzę :-)