czwartek, 24 października 2013

Błyskawicznie

czwartek, 24 października 2013


Przy okazji odpalonego komputera wpadłam tu na krótką chwilkę, bo tak sobie pomyślałam, że fajne to były czasy gdy sobie blogowałam i wielka szkoda, że teraz wpadam tu tak rzadko. Więc dziś jestem znów, tyle, że tylko na chwileczkę.

I pokarzę:

KRZYSIAKOWEGO STRÓŻA,
który to będzie prezentem pod choinkę, więc jeszcze chwilę poczeka nim się spotka z Krzysiakiem:



Łapki różniaste (zakochałam się na chwilę w tym motywie i się trochę nim musiałam pobawić):



 I do kompletu podkładki pod kubki:



I misiaki trzy - nowiuśkie, nowiuteńkie:



No i stan narzuty na chwilę obecną (zdjęcie z dzisiaj):


Nie ma co - narzuta powili rośnie w siłę, choć od tygodnia jest to jeden, góra dwa rządki dziennie. Ale i tak wiem, że kiedyś ją skończę, więc już się cieszę :-)

Pozdrawiam pospiesznie!!!

poniedziałek, 21 października 2013

Młoda para i coś jeszcze

poniedziałek, 21 października 2013


Ostatnio traktuję komputer bardzo po macoszemu. Z jednej strony zwyczajnie nie mam siły do niego siadać, z drugiej strony długo w ogóle nie miałam do niego dostępu, bo ciągle się coś psuło, a ja wcale za nim nie tęskniłam, za to narobiło mi się tyle zaległości w zdjęciach, mailach i we wszystkim, że normalnie tego nie ogarniam. I chyba za mocno ogarnąć nie chcę, choć dobrze wiem, że nikt za mnie tego nie zrobi...

Ale czasem do niego usiądę i nawet udaje mi się sensownie przy nim popracować. 
Dziś skończyłam opracowywać zdjęcia pary młodej, więc się nimi z Wami podzielę. Teoretycznie mogłam tego w ogóle nie robić, ale tak dla samej siebie na pamiątkę chciałam mieć to zrobione, bo te wszystkie anioły tak szybko wylatują z mego domu, że nawet nie zdążę się na nie napatrzeć, to choć niech na zdjęciach po nich ślad zostanie.


Tę parę robiłam już dawno, ale nawet do końca nie umiem tego umiejscowić w czasie... Choć chyba był to sierpień...


Jak zwykle najwięcej czasu zajęło mi robienie fryzur - pannie młodej upinałam włosy ponad trzy godziny, a męska fryzurka też zajmuje mniej więcej tyle czasu... Czasem aż się dziwię, że mam do tego cierpliwość ;-)


Ale chyba warto było popracować, bo efekt końcowy jest bardzo miły, a i pamiątką za pewne jest piękną :-)


Inne zdjęcia - cała masa króliczków i aniołów czeka aż do nich usiądę... Kiedyś oczywiście ;-)

Za to na bieżąco się zajęłam zdjęciami mojej przyszłej narzuty :-) Zdjęć może jej za mocno nie cykam, ale te które zrobiłam, są już do pokazania i nie omieszkam się dzisiaj nimi podzielić :-)

Tak wyglądał początek pracy:


Bo od jakiegoś już czasu marzyła mi się wielka narzuta zrobiona na szydełku na nasze łóżko. I wiedziałam, że sama chcę ją zrobić, choć ilekroć widziałam u kogoś zrobione narzuty, to uważałam, że robią je tylko szalone kobiety - bo to trzeba mieć nieziemskiego zajoba aby się wziąć za taką robotę! Przecież przy tym jest tyle pracy, że zdrowy na umyśle człowiek by się za coś takiego nie zabierał! 


Ale przyszedł dzień, że chciałam sprawdzić czy jestem odpowiednio świrnięta by się takiego zadania podjąć i po prostu zaczęłam ją robić. I ku memu wielkiemu, ogromniastemu zdziwieniu mogę stwierdzić, że już mi palma odbiła wystarczająco na punkcie szydełka i takie zadanie uważam za realne do wykonania. Na dzień dzisiejszy jestem mniej więcej na półmetku swej pracy. Myślę, że narzutę uda mi się skończyć pod koniec listopada, a jak nie to w grudniu już na pewno. Ma około dwóch metrów szerokości, no i długości też tyle mieć powinna aby zakryć sobą całe łóżko. Kolorystyka jest bardzo krysiowa - brązy i beże z lekkim wtrętem zgniłych zieleni. Włóczkę miałam brać z szuflad aby zrobić w nich nieco miejsca, ale i tak co chwila dokupuję jakieś nowe motki, bo a to ciemny brąz mi się skończył, a to rudego zabrakło, a to coś innego. Ale z szuflad i tak powyciągałam wszystko co mi do narzuty pasowało i już to w nią wrobiłam :-).

A dziś me dziecię mnie rozczuliło, bo usnęło na ten mojej połowie narzuty, co wygląda tak (zdjęcie sprzed godziny w świetle żarówy, a więc kolorystyka zakłamana jest bardzo, ale co tam!):


To ja teraz idę położyć się obok niej i sobie nieco odpocząć - być może dziergając kolejny rządek narzuty.

A dla Was wszystkich ciepłe pozdrowienia ślę!!

sobota, 5 października 2013

Misie uszyte :-)

sobota, 05. października 2013


Co prawda warsztaty z szycia misia odbyły się tak dawno, że już może mało kto pamięta, że w ogóle były, to jako że się właśnie zabrałam za porządkowanie zdjęć z tego dnia, to opowiem o nich dopiero (tj właśnie) dzisiaj. I nie będę się ograniczać w doborze zdjęć - pokażę wszystko tak jak leci nawet jakbym miała nimi zanudzić wszystkich tu zaglądających ;-)

A więc wszystko zaczęło się od pomysłu by jakieś warsztaty szyciowe przeprowadzić w mojej miejscowości i od bardzo sprzyjającej ku temu okoliczności, czyli trwającemu ogólnopolskiemu tygodniu DIY. Szybciutko się podpięłam z moimi warsztatami do tej inicjatywy i  zaraz potem powstał plakat (dzięki memu mężowi - bo to on go zaprojektował), który zaistniał w różnych miejscach Kleszczel, np na szkole:


Potem było przygotowywanie się do warsztatów czyli szycie prototypów misiów (aby uczestnicy wiedzieli jakich efektów swej pracy mogą się spodziewać), zbieranie materiałów, szykowanie wszystkich niezbędnych rzeczy oraz tych mniej potrzebnych, ale jakże przyjemnych jak soczki czy wafelki ;-)

A potem przyszła sobota i się zaczęło - oczywiście od kilku słów wstępu i wyjaśnienia :-)


Każdy z uczestników miał za zadanie uszyć jak najbardziej samodzielnie swoją maskotkę, a więc na początku musiał się zdecydować co i z jakiego materiału szyć będzie, po czym musiał przygotować sobie szablon wybranej maskotki.



Który następnie musiał nanieść na materiał z którego postanowił szyć


Świetne było to, że starsi pomagali w trudniejszych zadaniach młodszym!

I powoli zaczęło się szycie

I wypychanie

I malowanie (tu - stanowisko malowania buziek, które objął mój mąż, bo farbki do tkanin mają to do siebie, że z ubrań się spierać nie chcą, więc dla bezpieczeństwa pędzlami rządził Adrian, a chłopcy go instruowali co, gdzie i jakim kolorem ma namalować)


A potem jeszcze robiliśmy czapeczki :-)



I oto Dominik z samodzielnie zaprojektowanym, uszytym i pomalowanym kotkiem, bo Dominik UWIELBIA koty - na uszycie większego (gdy się okazało, że ten jest malutki) niestety nie starczyło nam już czasu:


I Filip, któremu udało się uszyć parę misiową, a po warsztatach stwierdził, że tak właśnie będzie zarabiał - szyjąc maskotki :-D


I Olek ze swoim misiem - piratem :-)


Oraz ja, która tego dnia (tak dla odmiany) nic nie uszyłam, za to Roksana zrobiła mi fajne zdjęcie :-)


No i zabrakło mi tu starszaków ze swoimi szyciowymi kreacjami oraz zdjęcia zbiorowego, które być miało, ale nam się jakoś rozeszło... No trudno.

I by było w zasadzie na tyle! W sumie jak na mnie, to jakoś zwięźle i mało opisowo ;-) 
Ale - już tak podsumowując - to było to na prawdę bardzo fajne doświadczenie!

:-)