Dzisiaj będzie dosyć krótka i węzłowato, a przynajmniej w mym zamyśle, bo czasu mam mało - w sumie to powinnam się pakować, tylko tak mi się nie chce, że to odwlekam jak mogę i teraz właśnie sobie usiadłam tu zamiast pakowaniem się zająć...
No, ale miało być krótko!
A więc przedstawiam Wam łaciatą kotopoduchę uszytą specjalnie dla Dużej Małej Mi. Pewnie przyszła właścicielka tej poduchy wcale się nie spodziewa, że będzie wyglądała ona właśnie tak, ale ja do dziś również nie wiedziałam co mi z mego szycia wyjdzie. Między sobą ustaliłyśmy, że użyję tego krowiego materiału (który pamiętałam nieco inaczej - myślałam, że ma więcej bieli...), a pierwowzorem miał być kocur uszyty dla mej córry. No i pierwowzorem poniekąd był, tylko sobie trochę pojechałam i ten nowy poduch w sumie w niczym owego pierwowzoru nie przypomina. A w każdym razie ja zbyt wielkiego podobieństwa nie dostrzegam...
Zdjęć dziś mało, bo mnie gonią, ale może później coś dorzucę ;-)
A tu poducha razem z Oleńką i w tle radosna twórczość mojej córki :-)
Więcej rozpisywać się nie będę tylko lecę się zająć tym czym powinnam. Wam pozostawiam do ocenienia jak ten kocur wyszedł (i nie ukrywam, że najbardziej na opinii Mi mi tym razem zależy).
A dla zainteresowanych i niewtajemniczonych - komentarze u mnie już działają i nie powinny robić żadnych figli :-)
Pozdrawiam wszystkich ciepło, dziękuję, że tu zaglądacie i ciepłe słowa po sobie zostawiacie, i leniwego weekendu wszystkim życzę!!!