A więc dumałam sobie ostatnio dużo co tu zrobić z moim życiem, z moim szyciem i w ogóle ze sobą. No bo przecież po macierzyńskim żyć jakoś trzeba, z czegoś trzeba rodzinę utrzymać, więc musiałam wymyślić na siebie jakiś plan.
Dylemat między szyć a nie szyć był ogromny - kłóciło się mocno moje serce z rozumem. Bo z jednej strony kocham to moje szycie, ale z drugiej czasu zajmuje to całą moc, a pieniędzy z tego nie ma... Może i warto, ale się nie opłaca!
W myśleniu bardzo pomogły mi wspomnienia, wrócenie do początków, przypomnienie sobie skąd się w ogóle wzięłam tu gdzie jestem, skąd w moim życiu pojawiły się anioły. Dziś chciałabym się z Wami podzielić tymi wspomnieniami.
Anioły przedstawiające błogosławionego księdza Stefana Wincentego Frelichowskiego |
A wszystko się zaczęło pod koniec roku 2010, kiedy w moim życiu
nastąpiła ogromna zmiana - zamknął się za mną jeden rozdział,
a otworzył kolejny. Za sobą pozostawiłam mnóstwo wspaniałych
ludzi, od których nie mogłam ot tak po prostu odejść jedynie
mówiąc żegnaj. Czułam silną potrzebę podziękowania za wspólny
czas, za bycie razem, za wspieranie się wzajemne, za radość jaką
od tych ludzi otrzymywałam. Kompletnie nie miałam pomysłu na
sposób w jaki podziękuję. Bardzo mi zależało na tym, by to nie
było coś banalnego - takiego ze sklepu obok kupionego na szybko.
Zależało mi na tym, by to było coś bardzo osobistego i
wyjątkowego. Jednak nie wiedziałam co...
W tym czasie miało też miejsce inne bardzo ważne wydarzenie -
ślub mojej przyjaciółki. Jej też chciałam podarować coś od
serca, coś na lata, coś osobistego... Tylko co?
Bardzo nietypowe zamówienie (pierwszy raz szyłam sutanny!), które... |
Poszukując inspiracji trafiłam w sieci na anioły tilda i
zakochałam się w nich z miejsca. Zauroczona byłam całkowicie ich
urodą, delikatnością, pięknem. Od razu wiedziałam, że takie
anioły, to by było coś! Z jednej strony wspaniały prezent ślubny,
z drugiej piękna forma podziękowania dla bliskich. O zakupie takich
aniołów nawet nie mogłam sobie pomarzyć - byłam biedna jak mysz
kościelna i ledwo wiązałam koniec z końcem. Jedynym sposobem by
móc w ten sposób podziękować było nauczenie się robić anioły
samemu.
Nie miałam wtedy zielonego pojęcia jak się do tego zabrać, z
czego szyć, czym wypychać, jak robić oczy, skąd wziąć wykrój -
nic a nic nie wiedziałam, ale to nie było dla mnie tak wielką
przeszkodą - determinacja była silniejsza od braku wiedzy. Maszynę
miałam, więc mogłam się nauczyć - to było w moich rękach!
...obnażyło chyba wszystkie moje słabości, lęki i obawy... |
Nauka zajęła mi sporo czasu - podejmowałam wiele prób szycia,
które kończyły się zdziwieniem z efektów (jak wymyślony wykrój
po wypchaniu bardzo zmienia swoją formę wie tylko ten, kto próbował
coś podobnego robić), niezadowoleniem i pruciem. Na ślub
przyjaciółki nie zdążyłam w każdym razie, za to w końcu
powstał pierwszy anioł - Anka który uznałam za skończony i udany
- ten jest ze mną do dzisiaj - bawią się nim moje dzieci, a ja mam
namacalny dowód na to, że MOŻNA osiągnąć wiele jak się mocno
chce i dzięki niemu widzę też jak ogromne postępy od tamtego
czasu poczyniłam :-).
Anka we własnej osobie :-) |
Po Ance zaczęły powstawać kolejne anioły - już bardziej
śmiało, z większą świadomością i pierwszym doświadczeniem.
Różni przyjaciele z poprzedniego rozdziału doczekali się swoich
podziękowań. Każde podziękowanie było głęboko przemyślane,
dopasowane do upodobań obdarowywanych, do pomieszczeń w jakich
żyli. Wręczałam je osobiście na chwilkę wracając w stare strony
i najpiękniejszym komplementem jaki wtedy otrzymałam było
usłyszenie: "Wiesz, anioły to ogólnie są takie teges.. no
wiesz jakie są, Ale ten twój, to jest na prawdę fajny!" A to
był zaledwie początek mojej anielskiej drogi!
Ale wyszło cudnie :-) |
Dziś, po tylu latach jakie minęły od mojego pierwszego anioła
gdy szyję, to jest dla mnie równie ważne, by każdy kolejny uszyty przeze mnie
anioł niósł ze sobą coś pięknego i ważnego - by był wyrazem
wdzięczności, radości, podziękowaniem, wspomnieniem. By niósł
ze sobą otuchę i nadzieję, przypominał o tym co ważne, pomagał
przejść przez gorsze dni i załamania, naprowadzał na ścieżkę
ku radości i cieszenia się chwilą. A co najwspanialsze, dzięki
historiom moich klientek wiem, że tak właśnie jest! Realizując takie zamówienia jak to ilustrujące dzisiejszy post, czy ostatnią lekarkę, czy wcześniejszych chłopaków widzę jak niesamowita moc w tym tkwi, jak ważne rzeczy powstają w mojej pracowni, co potwierdza cały czas, że warto!!!
No, ale co z opłaca się???
Krysia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że pozostawiasz po sobie ślad :-)