Coś czuję, że się powoli oddalam od tego bloga - coraz rzadziej tu zaglądam, coraz mniej piszę... A to nie tak miało być! Choć pomysłów na posty mam wiele, to wciąż coś mi nie pasuje i ich nie piszę... W sumie to zazwyczaj wszystko rozbija się o zdjęcia, a raczej ich brak.
Ten post na przykład miał pokazać wszystkie rzeczy z cyklu, który teraz wychodzi spod moich łapek, ale wciąż ich do kupy zebrać nie mogę, by je razem sfotografować i stąd brak postu. Choć przecież wszystkie rzeczy oddzielnie mam obfocone, więc sama nie wiem z czego robię problem... Pewnie stąd, że zachciewa mi się zdjęć idealnych, które pokażą to co chcę by pokazały, a ja ich wciąż nie mam... Nie wiem czy to czasem jakiś pęd do idealizmu (czytaj pedantyzm) mnie tak nie opóźnia w tych postach...
Ale dziś postawiłam, że choć tę gromadkę przedstawię, którą widać na górze i wcale się nie będę przejmować tym, że nie będzie tak jak chciałam aby było, a będę się cieszyć, że w ogóle jest.
Bo generalnie, to muszę powiedzieć, że mi się ogromnie spodobała tkanina z której teraz szyję i mam wielką ochotę wykorzystać ją jak się tylko da najmocniej. W sumie to kupiłam ją na zasłony do kuchni, bo się pięknie prezentuje w zestawieniu ze starym, ciemnobrązowym kredensem jaki tam stoi. Ale na dzień dzisiejszy efekt jest taki, że zasłon brak (karniszy z resztą też, więc się tłumaczę, że to dlatego ich jeszcze nie uszyłam), za to jest anielica, para króliczków, owieczka, poszewki na poduszki, różne zawieszki, woreczek... i plany na kolejne szyjątka.
W sumie to mnie cholernie wzięło i sam pomysł takiego całego cyklu bardzo mi się spodobał. Mam już w zamyśle kolejny cykl z tkaniny, którą mam już od dłuższego czasu i też bym chciała ją tak wypróbować w wielu różnych odsłonach.
No ale na dziś chyba koniec gadania, teraz przejdźmy do rzeczy - zarzucę zdjęciami, a co? Mam, to pokażę ;-).
A więc zacznijmy od najmniejszego stworka czyli owieczki:
A teraz króliś:
I królisia:
No i moja chyba ulubiona (chyba, bo samej ciężko mi się zdecydować, tak mnie ten materiał rozbraja) Anielica zwana Danką:
I koniec prezentacji na dzisiaj, a ja w sumie miałam jeszcze napisać komentarz do poprzedniego postu - bo jakoś zupełnie zapomniałam dodać, że moja mała baaardzo szybko zdążyła mi wytknąć, że jej lala nie ma bucików (bo ja przecież zawsze robię janielice z bucikami).
A co się zaś tyczy jej zamiłowania do rysowania, to sprawa wcale nie jest taka prosta, że ma to po mnie. Równie dobrze może z tym swoim niesamowitym zapałem rysować po Tatusiu, który to jest rysownikiem wyśmienitym i talent ma przeogromny ( i mówię to ja - bardzo krytyczna i wymagająca osóbka, więc trzeba mi wierzyć). Kiedyś Wam się i mym mężem pochwalę, niech on tylko zrobi w końcu swoją stronę, abym miała gdzie Was odsyłać, a sami zobaczycie :-).
To ściskam wszystkich mocno, buziaczki ciepłe przesyłam i nie obiecuję poprawy, bo nie wiem jak to będzie. Trzymajcie się zdrowo!
Ja też tak czesto mam ze zdjęciami to światło nie takie, to poza lalki nie odpowiednia, to tło do bani, więc robię po 10 razy fotki a potem z tych 10 lub 20 nadaje się tylko 2-3 zdjęcia no ale fotografem nie jestem i tym się pocieszam hihi.
OdpowiedzUsuńSzyjątka superanckie.
Ze zdjęciami mam to samo a kolekcja cudowna,te wszystkie perfekcyjne szczególiki, gratulacje:)
OdpowiedzUsuńUrocza gromadka:) Tkaninka faktycznie rewelacyjna. Co do zdjęć, ja wciąż ubolewam nad moimi...marny ze mnie fotograf i aparat nie najlepszy...wiecznie kombinuję, a efekty są raczej marne:(
OdpowiedzUsuńKogo moje oczy widzą!!!!!!!!!Krysia we własnej osobie:)Życzę sobie (taka pazerna jestem)widzieć Cię więcej i częściej!!!!!A szyjątka przepiękne!!!!!
OdpowiedzUsuńJak zwykle śliczna gromadka. Jestem wielką fanką Twoich owieczek! Zapraszam po wyróżnienie.
OdpowiedzUsuńPiękna kolekcja, z reszta jak wszystkie Twoje prace =D
OdpowiedzUsuń