wtorek, 18 sierpnia 2015

Jak to tak to? #1

I co?
I nikt mnie nie pogonił, nikt nie upomniał, więc dni upływają w najlepsze a posta na mym blogu jak nie było tak nie ma...
Ale zaraz będzie ;-)
#
Dziś myśli nieuczesane - w głowie mam ich wiele, cisną mi się w różne akapity, a jakoś ich poskładać w całość nie mogę, więc będzie nieskładnie, ale nikt nie jest doskonały ;-)
#
Czy wiecie, że na hasło: Kto uważa, że szycie jest nudne - ręka do góry! bez wątpienia rękę bym podniosła? Bo szycie jest nudne - ten proces powstawania czegoś, który się wlecze i rozciąga w czasie i którego nie da się nijak przeskoczyć i skrócić (w każdym razie jeśli się chce osiągnąć dobry efekt - a ja każdorazowo chcę) - to jest nudne. Gdyby nie fakt, że na końcu tego szycia czeka nagroda w postaci gotowego szyjątka, to bym się pewnie zajęła czymś innym. I dziś postaram się udowodnić, że w gruncie rzeczy szycie to nudne zajęcie.
#
Szyjąc ostatnią króliczkę tak mnie coś naszło by udokumentować różne etapy jej powstawania. Bo, jak się za pewne domyślacie, to wcale nie jest tak, że wpierw masotki nie ma, a potem nagle jest - pomiędzy tymi dwoma stadiami bytu i niebytu jest dość długa droga, której za mocno tu nie odsłaniam. Każdy kto samodzielnie szył/szyje/szyć próbował różne maskotki, ten dobrze wie jak nie łatwym jest osiągnięcie: 1) fajnych efektów i 2) efektów końcowych. Jeśli ktoś cierpliwości za wiele nie ma, to tego drugiego punktu może się w ogóle nie doczekać. Zaś osiągnięcie punktu pierwszego jest sprawą gustu, zdolności, doświadczenia, staranności... Ale przede wszystkim jest niemożliwe bez osiągnięcia punktu drugiego czyli bez cierpliwości i konsekwencji w działaniu ;-)
#
A jako, że postanowiłam opowiedzieć jak się rodzi maskotka w mojej pracowni, to będzie to post dla cierpliwych ;-)
#
A więc jak zaczynam swe szycie?
Najczęściej od przyjęcia zamówienia.
(tu będzie opisany przypadek owej króliczki) 
Dowiaduję się w miarę szczegółowo jakie oczekiwania względem przyszłej maskotki ma klientka (umówmy się - zamawiający mężczyźni to rzadkość niebywała) i na podstawie otrzymanych informacji myślę. Myślę nieraz mimochodem między zupełnie niezwiązanymi z szyciem zajęciami, jak by to zrobić by oczekiwany cel osiągnąć. Wizualizuję sobie w mych myślach jak ma docelowo wyglądać maskotka i gdy już mi się układa jej obraz wyraźnie, to idę wybierać tkaniny, które mi pozwolą mą wizualizację przenieść w rzeczywistość. Dumam z czego uszyć ciałko, z czego ubranka, co dać na uszka a co na majteczki. Z czego wyhaftować nosek, a z czego napisy. Później do tych tkanin wybieram wymyślone dodatki - czy to guziczki, kwiatuszki, koronki, włosy, tasiemki i td - i to jest dość długi proces. Samo wybieranie guziczków potrafi mi zająć dobre pół godziny nim się zdecyduję na te najodpowiedniejsze! Ale gdy już wszystkie elementy składowe mej przyszłej maskotki mam, to mogę usiąść do szycia. Wyciągam wykrój ciałka, prasuję tkaniny, odrysowuję różne kończyny, odszywam je, wycinam, przewracam na stronę właściwą i wypycham. Szybko? Nie szybko! Wbrew pozorom dość sporo czasu to zajmuje. A potem wszystkie wypchane elementy łączę w całość zszywając je ręcznie.

Krysia to uszyła - jak uszyć królika tilda?

I nie zapominam o podpisaniu się, czyli o naszyciu metki:

Krysia to uszyła - jak uszyć królika tilda?

A jako, że tym razem napis znajdzie się na uchu króliczki, to teraz jest na niego kolej. Komponuję go sobie i zaczynam wyszywać - ręcznie, bo hafciarki jakoś brak w mej pracowni.

Krysia to uszyła - jak uszyć królika tilda?

I ten napis powolutku (no nie da się szybciej!) pojawia się na materiale.

Krysia to uszyła - jak uszyć królika tilda?

Gdy jest już cały, to mogę uszyć uszka, przewrócić je na prawą stronę, wyprasować i znaleźć dla nich najlepsze miejsce na głowie króliczki, by je następnie przyszyć.


I wiecie co? I już samą siebie znudziłam i wymęczyłam tym postem! 
A więc na dzisiaj starczy mego paplania, a reszta się pokaże później.
Swoją drogą króliczków mych też zazwyczaj nie robię za jednym zamachem, więc wyczuwam tu pewną analogię ;-)

5 komentarzy:

  1. Mam tak samo jak Ty......Pozdrawiam serdecznie:-) I Ciebie i dziewczynki i króliczki:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie baaaaardzo długo trwa wybieranie odpowiednich materiałów i dodatków, najbardziej nie lubię wypychania brrr. Najprzyjemniejsze jest wykańczanie, gdy efekt końcowy zapowiada się na zadowalający.
    Szacun za to ręczne haftowanie, ja też wzdycham do hafciarki.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja bardziej od wypychania nie lubię robienia wykrojów ciałek - i nanoszenia na tkaniny i szycia - to jest strasznie nudne!!! A wykańczanie też uważam za najfajniejszy z etapów, o ile się w nim za mocno nie zamotam i nie zapędzę w szczególiki, bo wtedy zbyt mi się dłuży to dopieszczanie ;-)
      Uściski!!!

      Usuń

Dziękuję, że pozostawiasz po sobie ślad :-)