Zamilkło mi się na dość długo, co?
I jak tu teraz odmilknąć lekko, płynnie i bez bólu???
Natłok informacji zaistniałych i niewypowiedzianych blokuje gadaninę o tyle, że zupełnie nie wiem od czego by tu zacząć - co uznać za najważniejsze i istotne, a co zgrabnie przemilczeć...
No ale... To może ja po prostu zacznę nawijać :-)
Zamilkło mi się, bo moc innych, ważniejszych spraw domagała się realizacji i gdy tak je realizowałam, to na koniec dnia nie starczało już mi sił na nic poza snem spokojnym (który to - nota bene - wciąż jest mi przydzielany skąpo bardzo, bo przespanie przez Hanię całej nocy było tylko jednorazowym wybrykiem i mała niestety szybciuteńko wróciła do trybu "przynajmniej co dwie godziny chcę mamę mocno przytulić" więc się wysypiam nie bardzo...), a w ciągu dnia, pomiędzy codziennymi sprawunkami nie było czasu ni siły na blogowanie. Choć chciało mi się nie raz szybko coś skrobnąć, ale i tak do komputera, jak przyszło co do czego, to nie dochodziłam...
Ech no, wodę leję jakbym kandydowała na prezydenta! Dobrze, że przynajmniej nic Wam nie obiecuję - ni gruszek na wierzbie ni emerytury, bo mogłaby mnie fala wyborcza (no już powyborcza...) tak ponieść głupio ;-)
Niemniej do rzeczy!
Dzieje się u mnie, oj dzieje! Dzieje się tyle, że hej!
Wraz z tą wiosną postanowiłam zrobić porządek w moim życiu i wciąż jestem na etapie sprzątania, ale już się nie mogę doczekać namacalnych efektów mej pracy! Z resztą nie tylko mojej, bo i mąż aktywnie się dołączył do sprzątania, więc wspólnie wywracamy nasz świat do góry nogami, stwierdzając przy tym ze zdumieniem, że dopiero teraz stawiamy go na nogi, a do tej pory funkcjonowaliśmy jak te błazny w cyrku chodząc na rękach... Więc nic dziwnego, że mieliśmy już dość i zmiany które wprowadzamy dążą ku normalności, co czujemy wyraźnie.
A co takiego robimy?
Na początek organizujemy sobie miejsce do pracy - wynajęłam pokoik w centrum naszej mieściny (zwany dalej pracownią), który adaptujemy do naszych potrzeb. Jak chyba wo tej pory szyłam w między czasie rozdarta między dziećmi, naczyniami do pozmywania, ubraniami do wyprania, obiadami do ugotowania a zamówieniami. Teraz - będąc w pracowni wiem że tam jestem by szyć, będąc w domu wiem, że tam jestem by być z dziećmi i zająć się domem, będąc u znajomych wiem że tam jestem by z nimi być i odpocząć od całej reszty.
Taka prosta zmiana, a jakże porządkująca mój świat!
W pracowni - odsłona pierwsza |
Przy okazji bardzo ułatwiam życie moim miejscowym klientom, którzy często do mnie po prostu nie przychodzili, bo nie chcieli mi przeszkadzać w mym domowym zaciszu lub bali się przychodzić, bo odstraszały je dwa ujadające psy witające wszystkich przy bramie. Teraz wiadomo, że można zajść do mnie do pracowni i już. I żaden pies nie stoi na drodze i ingerencji w me życie prywatne nie ma, a spodnie szybko są podłożone :-)
W pracowni - odsłona druga: w tle - łóżeczko Hani i praca męża |
No i do tego w miasteczku, w którym perspektyw na pracę raczej nie ma (no nie ma po prostu), w którym ambicji zawodowych trudno szukać, stworzyłam sobie miejsce pracy, dzięki któremu myślę, że zarobię na spokojne życie (bo na luksusowe to pewnie nie), bez przymusu długich dojazdów do pracy czy wyjazdów zagranicznych (obie formy są standardem w naszych rejonach) i bez szukania opieki do dziecka (bo Hania dzień spędza wraz ze mną w lokalu gdzie ma swoje miejsce, łóżeczko i zabawki).
W pracowni - odsłona trzecia: drzwi jeszcze muszę przemalować, bo takie zostać nie mogą! |
No i lokalizacja jest boska! Pracuję sobie w samym centrum pomiędzy lumpeksem (czyli jedynym sklepem odzieżowym w naszym miasteczku) a przychodnią (czyli najtłumniej odwiedzanym miejscem), lub - ujmując to inaczej - między obowiązkowym szlakiem większości mieszkańców, czyli między przychodnią a apteką ;-)
Lepszego miejsca być nie mogło!
Wiec ten prosty krok, jakim było otwarcie pracowni, jest genialny i szalenie się cieszę, że go w końcu zrobiłam! I jednocześnie nie dowierzam, że nie zrobiłam go jakieś dwa-trzy lata wcześniej. Ale dobrze, ze w ogóle :-)
To nieobecność na blogu mam chyba usprawiedliwioną, co?
Wspomnienie sprzed roku - pyszny tort i wspaniałe babeczki upieczone dla mych dzieci :-) |
Pozdrawiam wszystkich tęskniących gorrąco!
I cudownego Dnia Dziecka wszystkim życzę!!!
Dbajmy, szanujmy i dopieszczajmy te małe dzieci które w nas są - one tego potrzebują!!!
A kociaki z dzisiejszego postu powstały specjalnie na Dzień Dziecka i dziś upiększą dzień dwóm dzieciaczkom :-)
Powodzenia na nowym swoim etacie : ) Dziękuję za życzenia. Kociaki śliczne. Pozdrawiam i życzę wysypiania choć co drugą nockę.
OdpowiedzUsuńDzięki!! Coś czuję, że będzie dobrze :-) A dojdziemy i do tego, że się wysypiać zacznę :D
Usuńniech Ci się darzy!
OdpowiedzUsuńWzruszyłaś mnie tą opowieścią o łóżeczku w miejscu pracy:)
Dziękuję Klarko! Oby oby!
UsuńNo cóż - takie mam realia, że albo z dzieckiem albo bez pracy, z czego ja jak widać wybieram pierwszą opcję, bo czyż mi może moje własne dziecię w pracy przeszkadzczyżNo może, ale nie tak bardzo jak by się mogło wydawać ;-)
ooo cieszę się i gratuluję zmiany :) Będzie pięknie, będzie bajecznie!
OdpowiedzUsuńściskam ciepło :)
Mamy właśnie taką nadzieję :-) Z resztą już jest lepiej niż było, więc nadzieji pełni jesteśmy, że będzie pięknie i bajecznie :D
UsuńOdściskuję i dzięki!