Już dawno temu powstał plan, że uszyję córkom tiulowe spódniczki tutu.
Karolinka bardzo chciała taką mieć, a że ona zawsze dba by i Hania miała to co ona, więc miałam od razu uszyć dwie. Wizytę w pasmanterii miałyśmy już dawno za sobą, podczas której kupiłyśmy wybrany przez Karolinkę tiul, gumę oraz dodatki i wszystko tylko czekało na odpowiedni czas. Co jakiś czas córa się dopytywała kiedy w końcu uszyję te spódniczki, a ja jak zaklęta powtarzałam, że jak będę miała czas.
I ten czas w końcu miałam. I to czas piękny, powolny i satysfakcjonujący.
Burze, które przetaczają się nad nami ostatnimi czasy spowodowały, że w Kleszczelach pół dnia nie było prądu. Mogłam wtedy złapać za szydełko i wydziergać coś nowego, ale uznałam, że to czas idealny by wziąć się za spódniczki.
Szyło mi się cudnie! Było duszno nieprzytomnie, muchy brzęczały jak oszalałe, a ja sobie powolutku, ręcznie przeszywałam dwa metry bieżące tiulu. A potem jeszcze kolejną warstwę ścieg za ściegiem. Może Was to zdziwić, ale to było na prawdę przyjemne zajęcie!
A potem ta radość córki, że w końcu spódniczka jest i to taka jaką chciała!
No bezcenne!
W pasmanterii wybrałyśmy guziczki, które
miały ozdobić spódniczkę, ale padł pomysł by zrobić materiałowe kwiatki,
więc nastąpiło wybieranie materiałów na te kwiatki, podczas którego
Karolina mnie uczyła, że mam zrobić taką spódniczkę jaką ona chce mieć, a
nie jaką ja chcę zrobić. A że mówiąc to miała stuprocentową rację, więc
pokornie zrobiłam takie kwiaty jakie ona chciała i przymocowałam je we
wskazanych przez nią miejscach.
I dzięki temu wszyscy są zadowoleni - i mała i ja :-)
A potem powstała kolejna spódniczka w wersji mini mini
i teraz już obie me córy mają swoje tutu :-)
*****************************************
Edit:
Ot i zapomniałam dodać, że spódniczki zgłaszam do wyzwania w Art - Piaskownicy o tego:
******************************************
A tu mała relacja z dnia gdy dziewczyny przejęły władzę nad moją pracownią do tego stopnia, że dnia mnie nie było już miejsca...
Za równo na podłodze
Jak i na stole roboczym...
A teraz ja poczekam aż się Hania obudzi i idziemy oglądać teatry,
bo dziś w Kleszczelach jest Wertep, więc nie może nas tam zabraknąć!!!
A Wam wszystkim cudności przesyłam!
Wspaniałe spódniczki :) Brawo!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu całej załogi za udział w wyzwaniu Art-Piaskownicy.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję :-)
UsuńI pozdrawiam całą Waszą załogę :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietne spódniczki. A czemu szyłaś ręcznie? Jeszcze się nie zabierałam za szycie tiulu i nie wiem czy to konieczność.
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
UsuńRęcznie szyłam, bo tego dnia u nas nie było prądu - banalne, nie? Śmiało można szyć tiul na maszynie, ale po tym doświadczeniu szczerze powiem, że maszyna nie da takiej precyzji co ręka. Ale duuużo czasu zaoszczędzi - nie ma co!