czwartek, 24 lutego 2011

Ponuraczek i Fryderyka


No to choróbsko w końcu i mnie dopadło :-/. Kaszlę, prycham, z nosa cieknie potokami. Mam tylko nadzieję, że to nic wielkiego i że za raz ze mnie ucieknie i znów będę w pełni sił. Choć jak wczoraj zmierzyłam sobie ciśnienie i zobaczyłam, że mój puls wynosi 126, to się nieziemsko wystraszyłam. Niby czuję, że coś mi serducho mocniej bije, ale to mi się zdarza dosyć często, więc nawet niespecjalnie na to zwracam uwagę. Ale to już lekka przesada, aby tak mi nawalało!

Więc poszperałam wczoraj trochę w necie i wszystko by wskazywało na to, że mam zespół obniżonego ciśnienia... Wszystkie przeczytane na ten temat objawy wydają mi się takie bliskie i doskonale znane! I w sumie nie wiem co z tym zrobić dalej - pewnie przydało by się odwiedzić lekarza, zdiagnozować się i zacząć leczyć. Może wtedy uporczywe zmęczenie by przeszło i może bym w końcu zaczęła jeść więcej? A może i bym miała więcej sił i ochoty do pracy? Do tej pory wszystkie moje niedopięte sprawy zrzucałam na karb zwykłego lenistwa. A może są tego też zupełnie inne przyczyny, z których po prostu dotąd nie zdawałam sobie sprawy?

No, ale mniejsza o to. Mimo wszystko i tak coś udało mi się zrobić, więc tak najgorzej nie jest :-).

Słów o tym co dzisiaj pokażę napiszę zaledwie kilka, bo czasu już mam niewiele (tj muszę odejść od komputera).

A więc jedna zakończona sprawa, która mnie przeogromnie cieszy, to anielica Fryderyka dla mej kochanej Mamusi :-). Dzięki temu, że udało mi się ją dokończyć pół szykowanych prezentów Mamie mam już gotowych! Kończyłam ją bez przekonania, bo wydawała mi się zdecydowanie zbyt błękitna, ale jest jaka jest, a myślę, że Mamę bardzo ucieszy. W pełnej krasie Fryderyka prezentuje się następująco:


A tu jest detal w zbliżeniu - kwiat, który trzyma w dłoniach i koronkę przy sukience robiłam sama :-)


Ta anielica jest też lekką zapowiedzią poszewek jakie poswatają dla Mamy, bo robię je z tych samych materiałów, ale o tym będzie potem - jak już je skończę.

A to kolejny królik - pan Ponuraczek. Jakiś taki bury i ponury mi wyszedł (choć mąż już przy Buraczkowej króliczce mówił, że wygląda depresyjnie...).


No i na koniec moje nowe stworki-potworki razem:


I na dzisiaj tyle by było.

1 komentarz:

Dziękuję, że pozostawiasz po sobie ślad :-)